Między powrotem a kolejnym wyjazdem
Panowie wrócili 7-go czerwca późno w nocy. Całą drogę wzięli na „jeden skok”. Skatowani, umęczeni ale zadowoleni, bo sporo udało się zrobić.
Kapitan jednak nie byłby sobą gdyby czegoś jeszcze nie wymyślił. Wrócił z mnóstwem pobazgranych karteczek, na których były wymiary różnych elementów łajby. No i się zaczęło….
Wszyscy ludzie dobrej woli na pokład! A raczej do garażu. Cięcie sklejki na szafkę, półkę i jeden stopień w kokpicie, który zdecydowanie ułatwi nam życie (ooo ale mi się rymnęło!)
Do zadań z obróbką drewna oddelegowany został mój brat, który przyjechał na 3 dni pomóc.
Pocięte i dopasowane przez kapitana elementy bejcował, szlifował, lakierował, jeszcze raz szlifował i znów lakierował… Dobrze, że pogoda piękna, nie pada i można na ogrodzie suszyć.
W tym samym czasie Hen kolejny raz przerabiał trap, bo okazało się, że nie mieści się złożony pod solarami i trzeba go trochę skrócić.
Poza tym kolejne wymyślone relingi: jeden do kokpitu nad stołem, dwa przy zejściówce i dwa do kambuza. Ten nad stołem będzie również nad kołem sterowym, bo każdy, kto wchodzi na jacht odruchowo łapie się koła a kapitana to potwornie wkurza. Koło jest na czas postoju zablokowane i po prostu można niechcący tę blokadę uszkodzić. Tak więc: precz z łapami od koła!
Praca wre! Kapitan spawa, kolega Jurek szlifuje. Iskry lecą!
A w międzyczasie skręcają już wyschnięte drewniane mebelki.
No i oczywiście musiało się wydarzyć coś, co zniweczy plany. Hen zakupił na Allegro dwie podstawy relingów na rury Ø25 oraz dwie obejmy również na rury Ø25. Paczka dotarła dość szybko, ale okazało się, że tylko jeden z zakupionych elementów jest dobry. No załamać się można! Jedna podstawa relingu jest na rurę Ø22 a obie obejmy na Ø30. Co za matoł to pakował?! Zaczęły się reklamacje i dyskusje na Allegro a także główkowanie jak zrobić relingi bez tych elementów.
Dwie inżynierskie głowy ( kapitan i she cook) wymyśliły, ale czasu nie starczyło aby wykonać to zadanie przed planowanym wyjazdem. A planowany był wyjazd w niedzielę 20-go czerwca, potem z różnych powodów przełożony na poniedziałek, a potem na wtorek. Jeszcze we wtorek Hen w garażu coś szlifował, polerował, a ja szykowałam jedzonko na drogę.
Wreszcie o 15,00 trzech „ muszkieterów”: Hen, Jurek i Paweł – pojechali. Samochodem Pawła, bo kombi i z klimatyzacją a w naszym dużym klima przestała działać. Cała w nerwach czekałam na wiadomość, czy i gdzie ewentualnie będą nocowali. Okazało się, że Paweł stwierdził, że bez problemu da radę jechać w nocy, bo ruch na drogach prawie zerowy no i o 7,00 we środę dostałam wiadomość, że są na miejscu. Uffff – kamień z serca.
Teraz będę czekać na relacje z mariny.