Męska wyprawa 09.09 2021 – 17.09.2021

Tego wpisu dokonuję na prośbę (he he) Henryka. (he, he – to był śmiech odnośnie prośby, a nie jąkanie he he Henryka)

Tym razem opis wyprawy to będą suche fakty, i mniej suche komentarze do zdjęć. Takie męskie sprawozdanie. Pozwoliłam sobie jedynie na małe dopiski kursywą.

Panowie skrzyknęli się na rejs. Wynajęli busa i wraz z zaopatrzeniem wyruszyli w drogę. Z Płocka i okolic jechało czterech: Paweł (organizator wyprawy i kapitan), drugi Paweł, Tomek i Sławek. W Piastowie dołączył Henryk, a w Katowicach Kazik z Żar, Tomek z Krotoszyna i Andrzej z Bytomia. A już w trakcie rejsu w Trogirze dołączył Krzysiek z Włocławka (a teraz z Anglii). Czyli dziewięciu chłopa.

Wyjechali 09.09 – we czwartek ~16,00, na miejscu byli 10.09 o godzinie 16,30.

Droga do Murteru pokonana „na jeden skok” ponieważ kierowcy mogli zmieniać się za kierownicą. W dodatku w Chorwacji ominęli część płatnej autostrady, by podziwiać piękne widoki.

Wynajęty środek lokomocji
Zjazd z autostrady
Punkt widokowy na trasie.
Piękne widoki Chorwacji i przystojniak Tomek.

 Nie obyło się bez przygód, bo jeden z Panów zostawił niechcący na stacji benzynowej swój telefon, a z autostrady zawrócić nie łatwo. Skrócili drogę i jakimiś opłotkami dojechali wprawdzie do stacji, ale do zamkniętej bramy i musieli forsować ją górą, co zostało uwiecznione na zdjęciu. Telefon odzyskany, a przy okazji jeszcze zrobione zakupy.

Od tyłu stacji brama zamknięta.
Dla chcącego nic trudnego.

Po przyjeździe na miejsce najpierw pobiegli do tawerny „Rebac” najeść się porządnie. Nie robili zdjęć, bo nie to było najważniejsze. (Najważniejsze było napełnienie wygłodniałych brzuszków). Potem zaokrętowanie załogi w składzie ośmiu, bo dziewiąty dotrze później.

Po wypiciu odpowiedniej ilości popodróżnego odstresowacza nastąpiło stworzenie funduszu jachtowego – czyli kasy na bieżące wspólne wydatki.

Suchy chlebek z oliwkami popijany rumem! oj chłopcy, chłopcy!
nie wiem, po co ten nóż na stercie banknotów?
Sławek przy zejściówce: „czy ja już paliłem, czy jeszcze nie?”

11.09. – sobota

Prace przygotowawcze do wypłynięcia, oraz zapoznanie załogi z jachtem i przeszkolenie bhp.

Kapitan (tyłem) i szkolona załoga.
Wypływamy!

O godz. 11,45 wypłynięcie w rejs. W trakcie płynięcia wykonano alarm ćwiczebny „człowiek za burtą”. Pierwszy nocleg na kotwicy w zatoce Stupica Mala (wyspa Žirje).

I znów jeden z najpiękniejszych zachodów słońca.

12.09. niedziela

Kierunek Trogir po kolejnego załoganta.

Po drodze …

Tomek za sterem.
Sławek szuka internetu.
Jest nowy załogant Krzysiek!
Powitanie załoganta.
Środek transportu na brzeg. W oddali Trogir.
Hen – wachta kotwiczna.
Tłok jak na Marszałkowskiej.
W drodze do Trogiru. Całe szczęście, że ten kolos na kotwicy stoi.
A tak wygląda to ohydztwo z lądu.
Hen na tle…
Kazik na tle ….
Policz ile pięter.

Potem załoga w komplecie płynie na nocleg do zatoki Vinišćie. W międzyczasie Kapitan podzielił załogę na wachty, w tym najważniejsze wachty kambuzowe. Dla niewtajemniczonych – kambuz to kuchnia, a wachta ma przygotować jedzenie dla 9 facetów. Załoga może niewybredna za to ze sporą pojemnością żołądków, co widać na dalszych zdjęciach.

Paweł – kapitan przy garach – chyba nadal szkoli. Tomek i witaminki.
Andrzej. Taki kawał chłopa a nad cebulką się rozpłakał!
Jak widać nowy załogant Krzyś nadrabia zaległości zdjęciowe.
Kolejny wieczór „kawalerski”.

13.09. – poniedziałek

Rejs na wyspę Sv. Klement

Odpoczynku ciąg dalszy. Pływanie wpław, skoki do wody i inne „chłopięce” zabawy.

Kapitan chyba chce opuścić tę łajbę.

Sławek łowił ryby świeżo kupioną wędką. Nic nie złowił. Wniosek z tego, że Chorwaci sprzedali mu wybrakowaną wędkę. Po prostu bubla! Załoga radziła mu, żeby zwrócił ją do sklepu i poprosił o inną w ramach gwarancji (taką, co łowi ryby).

Do kitu ta wędka!

Potem znów jeden z najpiękniejszych zachodów słońca i nocleg.

Tomek o zachodzie. Mister mokrych gaci.
Na pierwszym planie Paweł wicemister mokrych gaci.
Kolejna wachta kambuzowa.

14.09. – wtorek

Kierunek wyspa Hvar. Załoga zwiedza miasteczko Hvar, a potem płynie na wyspę Vis do miasteczka o tej samej nazwie.

Desant na ląd.
Tomek.
Sławek dusza towarzystwa.
Paweł II.

Tu ponownie nocleg na kotwicy.

Te sterty kanapek, to wciąż mało … mało….

15.09. – środa

Spokojne, relaksacyjne pływanie wkoło wyspy Vis. Tylko 9,5 Nm i nocleg w zatoce Komiža.

Piękny jacht kotwiczył po sąsiedzku.
Full relaks..
Błękity z błękitami.
Krzych za sterem.
Kazik po lewej i Tomek – jak widać pyszczydła uśmiechnięte.
Tomek II młodszy – relaks przy Karlowacko.
Tam w oddali delfiny.
Wspomagany przez Pawła motyl. Kapitan jest jak Joker – zastępuje wszystko. Tym razem zastępuje wytyk, lub spinaker bom.
Tomek II Młodszy za sterem.
Piwko w miasteczku.

16.09.-czwartek

Start o godzinie 6,00 – zaplanowany przez kapitana najdłuższy z dotychczasowych „skok” 37,6 Nm.

Piękne widoki
Nasz jacht.
Dzika zatoczka.

Przystanek w urokliwej zatoce Borovica, nocleg na kotwicy w Primošten.

Primošten
Kolacja w kokpicie
Posąg Czarnej Madonny z Loreto na górze w Primosten. Dziarska załoga wspięła się na górę żeby zrobić zdjęcia i popatrzeć w dół na przepiękne miasteczko.

17.09. – piątek

Trzeba wracać do mariny i do domu. Aby wykorzystać pomyślny wiatr, którego w czasie całego rejsu było jak na lekarstwo, kapitan zarządził start o godzinie 2,00 w nocy. Faktycznie trochę wiało, a według prognoz wiatr miał nad ranem zanikać.

Ale będzie frajda, pobudka o 2,00.! He he he
Załoga nie wygląda na wyspaną.
Dumny kapitan i nieco skwaszony Andrzej.
Kawa! kawuuuusia!
Krzych za sterem.

Do mariny dotarli o 10,00. Było dużo czasu aby po rejsie zrobić należyty klar. Potem pakowanie i obiad pożegnalny w tawernie u :Rebaca”.

Hen tradycyjnie spaghetti vongole, a mięsożercy zestaw przeróżnych mięs z wiadrem frytek i michami surówek.

Poniżej przebyta trasa męskiego „szwendalstwa” morskiego.

Oto list kapitana Pawła post factum

Hej, Krótkie podsumowanie porejsowe.

Żeglowaliśmy jachtem włoskiej konstrukcji Grand Soleil 46,3 (długość w stopach), dzięki uprzejmości Henia. Pokonaliśmy 174,4 mile morskie (1 mila morska to 1852 metry). Silnik przepracował 22,6 motogodziny. Generalnie szlajaliśmy się po zatoczkach Środkowej Dalmacji ale pontonem odwiedziliśmy miasteczka Hvar, Trogir, Primosten, Kut, Vis, Vinisce i Komiza. Byliśmy między innymi na wyspach Św.Klemens, Vis, Hvar. Kto był pierwszy raz zobaczył, dlaczego tak chętnie żeglarze tutaj wracają. Ci którzy byli tu kolejny raz widzieli, że wszystko bardzo się komercjalizuje i wzdychają do czasów gdy było jeszcze lepiej. Słysząc nieustający śmiech na pokładzie mam wrażenie, że wszyscy fajnie odpoczęli. Dziękuję raz jeszcze za udział w rejsiku i super atmosferę. Paweł

p.s Posąg Czarnej Madonny z Loreto, ten w Primostenie, podobno przy dobrej widzialności widoczny jest z Włoch (180km).

Teraz czas na mój mały komentarz:

To jest niesamowite! Faceci w różnym wieku (26 – 67 lat), różnych profesji, z odległych miejsc zamieszkania, na małej powierzchni jachtu świetnie się bawili. Jak mali chłopcy. A to wszystko dzięki wspólnemu zamiłowaniu do sznurków i szmat.

4 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *